Przedstawiamy wiersze bośniackigo poety i prozaika - Hadžema Hajdarevića. Wiersze pierwotnie ukazały się w Literaturze Na Świecie w numerze poświęconym Bośni i Hercegowinie.
Czytelnik napotka tu osobny świat poetycki przedstawiciela Bośni, kraju przypominającego „trójdzielny” archipelag, i jednej z jego religii, islamu, otwartej na Śródziemnomorze i Europę. Bośnia Hajdarevicia to kraj leczący się z wojennych ran, zielonomodra ziemia lesistych gór i rzek, daleka, a jednak rodzinna, swojska.
Świetne wiersze. Warte każdej spędzonej z nimi chwili.
Polecam.
Citronian-Man
----------------------------------------------------------------
Beduin radzi synowi
Śmierć ma kolor dzikich pomarańczy. Dlatego
zamknij oczy, kiedy je obierasz i jesz
i kiedy nagle czujesz zapach
ich przewrotnego kwiatu...
Śmierć się kryje w dwusiecznym świetle
kapiącym z otwartego oka pomarańczy.
Od ich powabnego koloru i słodyczy
do ust napływa ślina, ich skóra
to koszula diabelska, a gęsty lepki sok –
to złozębny uśmiech demona.
Z ich powodu nigdy nie przyjdzie zbawienie,
a ptaki pustynne będą z naszych kiszek
wydziobywać ich pestki.
Pomarańcze mogą nas szpiegować na każdym
kroku, mogą się zamieniać
w inne owoce i żądze, zdolne z łatwością
rozerwać wniebowzięte ciało.
(Dziecko wpadło do studni, jedząc pomarańcze. Mężczyzna zawył
jak wilk pustynny, gdy wszedł na drzewo pomarańczowe. Kości
umarłego przenosiły się z jednego grobu do drugiego, gdy
zuchwalcom kapał po płytach nagrobnych sok z pomarańczy...)
Unikaj dzikich pomarańczy
a nawet myśli o ich
gładkoskórej słodyczy: tak zwabione mogłyby
rzucić nasiona w twoją
jeszcze zieloną śmierć.
Joint
Mój
ojciec i twój ojciec, i ojcowie ojców posiwiałych
od
czekania w kolejce po makaron
w
kuchni rajskiej, mój ojciec czasem w ciele ryby,
twój
ojciec - wróbel na gałęzi klonu...
Wszyscy
oni, odziani w nasze ziemskie modlitewne dary,
wzajemnie
się przechwalają zmarnowanymi synami.
Nasi
ojcowie często spotykają się z wiatrem
niosącym
dusze tych, których nazywaliśmy opoką
i
czekają żebyśmy się zjawili na peronie z jedwabistych
piór
anielskich. Nasi ojcowie tylko czekają
byśmy
umarli i my, i zamiast nich stanęli
w
kolejce po ciepły rajski chleb.
A
w domu na strychu jak otwarte groby
stoją
jeszcze ich stwardniałe chodaki,
jak
zapomniane naczynia, których
nie
wypełni nawet pustka...
Jeśli
zobaczą nas wśród drzew, w diabelskim
chórze
wczesnego kwietnia, nie będą pewni
czy
śmiać się na całe gardło, czy płakać,
że
ich synowie nie wiedzą,
dokąd
prowadzą te znikające drogi.
Słuchając ilahii
Halilego
W
tej akustyce,
w
powietrzu-spektrum kolorów tonalnych
ja
także wypisuję najpiękniejsze wersety.
Sam
przez chwilę unoszę się wkoło, macham
rękami
jak dziecko które się nie boi
ciemności
ani śmierci, a w każdym moim
kosmicznym
ruchu ciała
jest
po jednym oddechu pełnym zachwycenia
tą
chwilą ciepłej radości
ogarniającej
cały horyzont.
W
powietrzu nie brak zdatnych trzcin,
aniołowie
przynoszą farby, a ja
na
pergaminie ich oddechu zapisuję
najpiękniejsze
sny jakich nigdy dotąd
nie
umiałbym sobie nawet wyobrazić.
W
tej akustyce
która
przypomina perły sypiące się z anielskich
dłoni
ja też wyciągam dłonie
i
widzę jak pojawia się na nich
tatuaż
przedstawiający dziewięćdziesiąt dziewięć
tajnych
a znanych dróg i jakbym się na każdej
znajdował
w tej samej chwili i jakbym
we
wgłębieniach i zawijasach
liter
i levhicznych pól, uszczęśliwiony
odchodził
do najdalszego świata.
13 VII 1998
Powaga chwili
Dlatego
jesteś jak kwiat co się otwiera
tylko
w milczeniu, a ja dlatego trwam przy tobie niemy,
że
czekam na chwilę nadchodzącej zewsząd
całkowitej
ciszy.
Zbyt
łakomymi zmysłami nie palę się do zapachów.
Ważne
jest rozpoznać jakiej krawędzi sięgają
tajemne
głosy krwi, dywany utajonego tchu.
Dla
mnie każdy czas jest najlepszą porą.
Pręciki
twoich kwiatów mogą stać się
niestałe
jak pazurki właśnie wylęgniętych
piskląt:
jutro ich miejsce jest w powietrzu
dziś
jeszcze w czyjejś ciepłej dłoni.
Dlatego
ty też milczysz zamieniona
w
płatek trwałej niepewności
przed
naporem niespodziewanego wiatru.
Będę
czekał, choćbyś się rozkołysaną
łodygą
ciała nigdy
nie
uśmiechnęła do mnie.
16 II 1999
Pracownia, północ
Nagle
wszystkie rozsypane światy zbierają się
na
tym płynącym czworoboku, ale w żadnym z nich mnie
nie
ma...
Czubkami
palców wyczuwam pulsowanie ich krwiobiegu,
wdycham
ciepły zapach czasu
na
krawędziach poruszonych sprzętów... Pokój staje się
świątynią
modlitewną wiatru i ciało się rozprzestrzenia
w
pawie pióra i kryształy.
A
jednak to wszystko przecieka tylko przez palce
i
znika, jak gdyby nigdy nie istniało.
Wszystko
traci sens - jak odbicie twarzy w pustym oknie.
Pokój
połyka swoje kąty
i
nie ma gdzie się skulić, schować,
żeby
gryźć własne palce.
Tylekroć
się to powtarza w tym samym miejscu,
a
zawsze w innym zapatrzeniu
w
ściany, które cofają się cierpliwie
przed
głową bijącą w napęczniały mrok.
Prawo do depresji
Do
wszystkiego co materialne, co się rusza, raz trzeba
odwrócić
się plecami: Nie ma mnie. Ale nie
umarłem. Jak mógłbym
umrzeć
skoro mnie nie było? Ta
fałszywa obecność ciała,
ubrania, miasta przez które
niby idę,
wszystko to tylko obraz
w waszym oku.
Mnie naprawdę nie ma... Lecz nagle
czuję
ból w krzyżu, kłują mnie spojrzenia
tych,
co gardzą moim prawem do depresji.
Jak
gdyby chcieli mnie zaskoczyć, ugryźć, zamachać
nade
mną brawami czy groźbą. Jeśli myślicie
ze jestem... ależ wolno
wam myśleć
co chcecie. Chociaż
pytam jakim prawem
interesujecie się moją
obecnością?
Mnie, załóżmy; nie ma i
nigdzie mnie
już nie będzie... Ale ból w krzyżu
wszystko cofa
do
początku. Stoję jak na starcie do raju.
Jeżeli
zrobię choćby krok, mogę
wpłynąć we własne nic.
Tłumaczyła: Danuta Cirlić-Straszyńska
Ważne linki dotyczące autora:
Hadžem Hajdarević - Selma (tom poezji Hadžema Hajdarevića, także krótki biogram autora)
Literatura uzupełniająca:
Hadžem Hajdarević - Selma
Numer 5-6 2003 Literatury Na Świecie, który można zamówić (w numerze wielu innych świetnych autorów)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz